85% rzeczy, o które się martwisz każdego dnia w ogóle się nie wydarzy. Tak wynika z badań. W takim razie jeśli wiesz, że wydarzy się tylko te 15% to sobie nie poradzisz? Przecież to będzie pestka. Zastanawiasz się dlaczego większość scenariuszy, które piszemy nie kończą się happy endem? Martwisz się, że spóźnisz się do pracy, że Twoje dziecko znów zostanie w oślej ławce, że pewnie zachorujesz na raka, bo wszyscy chorują, że ukradną Ci pieniądze z karty kredytowej, że napadną Cię w ciemnej ulicy, że się potkniesz i złamiesz nogę, że na egzaminie nie będziesz w stanie wykrztusić słowa. Szef Cię ochrzani, znajomy wkurzy, wykupią Ci ulubione bułeczki z piekarni pod blokiem. I chociaż nic z tego się nie wydarza, to jesteś zmęczona/y i zestresowana/y od samego myślenia i oczekiwania na najgorsze.
I nie chodzi o to, żeby być optymistą non stop kolor. Chodzi o to by się nauczyć bywać optymistą. Da się! Skrajności nam nie służą, służy nam umiejętność patrzenia z różnych perspektyw i przyjmowania różnych punktów widzenia. Dlatego noszenie różowych okularów bez przerwy jest tak samo niebezpieczne jak widzenie wszystkiego w czarnych barwach.
I tak, faktycznie, rodzimy się z pewnymi predyspozycjami, które w dzieciństwie są wzmacniane lub tłumione. I tak, Twoi rodzice pesymiści nałożyli czarno-szary filtr na Twój obiektyw. Ale jesteś już duża/y i zupełnie świadomie możesz zacząć chociaż jednym okiem zerknąć na świat bez filtra. Uczyć się przełamywania swoich obaw i pisania scenariuszy zamiast czarnym to niebieskim długopisem.
I nie, to się nie stanie z dnia na dzień, zmiana wymaga czasu i konsekwencji. I ucząc się nowego nie będziesz mieć siły, dopadnie Cię frustracja, zniechęcenie, strach i wrócisz do starego szarego filtra. Bo być może kolory Cię oślepią albo „zezowanie” będzie wymagało zbyt dużego wysiłku.
Tylko jak się do tego zabrać? Przyjąć, że tak jest. Że skoro ktoś zrobił badania, policzył, posprawdzał to może faktycznie te 85% z moich histerii się nie wydarzy? Sprawdź od kiedy się martwisz, że zachorujesz na jakąś poważną chorobę? I co? Nic?
A po drugie weź to na rozum, na zimno, bez emocji. Napisz sobie na pulpicie – 85% złego się nie wydarzy!!! I jak już te ostatnie Cię dopadną to zerknij na ekran i daj rozumowi wrócić do władzy. Emocje nie są dobrym doradcą, a to one w głównej mierze odpowiadają za to, że tych rzeczy, którymi się zamartwiasz jest dużo za dużo.
A ironia losu jest taka, że i tak najprawdopodobniej zdarzy się coś, czego nie uwzględniłaś/eś na liście tematów-do-martwienia-się.
I co? I szkoda czasu na czarne scenariusze. Jak Cię poniesie, zarówno na szarobure – jak i w optymistyczne kolory, wylej sobie kubeł zimnej wody na głowę. A potem dopuść do głosu realistę, który gdzieś tam w Tobie jest. On Ci powie, co on na to.