Dziwnie się czuję jak sprawą wagi państwowej staje się problem karmienia piersią w miejscach publicznych. Jeszcze jakieś równie ważne kwestie? I nie mówię, że to temat bez znaczenia. Taka normalność i już. Jak do tej pory. I nie mogę ogarnąć co się nagle zmieniło?
Bo problem sam w sobie istnieje, pytanie tylko czy zasady zachowania się przy stole w miejscu publicznym musimy omawiać kolejny tydzień na wszelkich możliwych łamach?
Kilka dni temu jadłam w restauracji, a obok przy stoliku siedziała kobieta i karmiła dziecko. Zauważyłam zupełnie przypadkiem, bo podeszłam pożyczyć sól. Gdybym nie stanęła nad nią nie miałabym pojęcia, że karmi. I nie, nie była przykryta prześcieradłem ani nawet chustą, jak również nie rozbiła namiotu na czas karmienia. Tak jak ja nie robiłam zamieszania w związku ze spożywaniem naleśników po regietowsku, tak ona nie robiła zamieszania, bo jej maleństwo jadło swoje mleko.
Od dziecka patrzyłam na matki karmiące. W parkach, na przystankach, galeriach handlowych, restauracjach. I do czasu aż problem stał się medialny nie zwracałam na te matki większej uwagi. Po prostu są, karmią, koniec kropka.
A teraz myślę, gdyż już muszę o tych piersiach karmiących myśleć, bo temat aż huczy, że dla mnie problem jest jeden – czy to jest karmienie dziecka czy ekshibicjonizm. Bo niektóre kobiety po prostu karmią dziecko i nikt nie zwraca na to uwagi, a inne, być może, zamiast karmieniem zajmuje się ściąganiem uwagi pod tytułem: pokaże jak pięknie, albo jak przekichane jest być matką. I tak jak zawsze istniały matki, które karmiły w restauracji przy stoliku zapewniając sobie i dziecku minimum intymności, tak samo istniały pewnie te, które robiły szopkę epatując nabrzmiałym biustem obok talerza z rosołem i frontem do widowni. Różnica jest jedna. Te drugie odkryły, być może, że mogą dzięki temu mieć swoje 5 minut? Dziwne jest tylko, że sama na te drugie nigdy nie trafiłam. Możliwe, że po prostu za rzadko jadam w restauracjach. Albo za bardzo skupiam się na swoim talerzu, ewentualnie na osobie towarzyszącej.
I tak samo jak oburza mnie kelner wysyłający kobietę z dzieckiem do toalety, tak samo oburza mnie kobieta wrzeszcząca światu: tu się karmi, a Ty postronny widzu się przyglądaj! Nawet jeśli chwilę temu nie zwracałeś na to uwagi, zajęty swoim talerzem.
I żeby nie było, taka analogia mi się urodziła, nie wiem czy adekwatna, bo w tym temacie wszystko może zostać potraktowane jak atak i odbieranie godności kobietom karmiącym, a absolutnie nie taki jest mój cel. Ale do rzeczy: dostaję skrętu kiszek na widok obmacujących się par w restauracji i nic mi nie robi para, która się przytula. Wszystko jest kwestią kultury, szacunku, dobrego smaku i savoir vivre’u. I mówię tu zarówno o matkach karmiących jak i o osobach się w nie wpatrujących.
Są takie rzeczy, które są intymne i nikt mi nie powie, że karmienie piersią niemowlaka można porównać ze spożywaniem kotleta schabowego z kapustą i przepijania go piwem. Ale co ja się tam znam, sama nie przerabiałam… Natomiast współczuję dzieciom tych matek, które nie widzą różnicy.
Zaczynamy przeginać. I w imię walki o prawa do… wylewamy dziecko z kąpielą. Pierś to pierś, bez względu na okoliczności. Czy nie? … bo się pogubiłam…