W świecie biznesu cele muszą być jasno określone, doprecyzowane, strategiczne oraz krótkoterminowe. I muszą być SMART (specyficzne, mierzalne, ambitne, realistyczne i określone w czasie). A w życiu? Skoro w biznesie to działa (pytanie czy na pewno), to w życiu tez musi!? Warto stawiać sobie cele i do nich dążyć i je realizować? Bez względu na wszystko? Bo skoro postawiłem/am, to nie ma opcji odwrotu? Bo jak nie dotrę do celu to będzie porażka, klęska, załamanie i beznadzieja? A może warto się rozejrzeć gdzie się dotarło? Co zrobisz jeśli okaże się, że miejsce, do którego dotarłeś/aś jest o wiele lepsze niż to do którego zmierzałeś/aś? Co zrobisz jeśli go nie zauważysz, pogrążony/a w rozpaczy nad swoim brakiem konsekwencji, bo z różnych powodów cel nie został osiągnięty?
W trakcie redagowania książki tłumaczyłam różnicę między uważnością a zwracaniem uwagi na coś/uważaniem. Próbowałam złapać sendo. Bo to nie to samo. Uważność jest wyżej, głębiej, bardziej. Uważność jest związana ze świadomością. Zauważam, a nie tylko patrzę. Odczuwam, a nie tylko czuję. Mogę uważać idąc drogą, żeby się nie potknąć. Uważność sprawi, że zauważę to, o co mogłabym się potknąć jak również to co na tej drodze i wokół niej jest i jak ja na to reaguję. Nie tylko to, co widzę, ale również to co słyszę i odczuwam. To trochę tak jak z jazdą samochodem na „myślowym automacie”. Budzisz się nagle i okazuje się, że przejechałaś/eś kilka kilometrów nie pamiętając w ogóle drogi.
A wracając do celu i drogi. Uważność pięknie wpisuje się w oba te pojęcia. Czasem jest tak, że twarde trzymanie się celu zamyka Ci oczy na inne możliwości, rozwiązania, opcje. Idziesz wytyczonym szlakiem, realizujesz poszczególne etapy i równocześnie przegapiasz ścieżki i boczne drogi. Nawet nie zastanawiasz się dokąd by Cię zaprowadziły. Jesteś jak koń z klapkami na oczach, który ma ograniczone pole widzenia. Nawet nie zauważasz, że przy bocznej dróżce stoi znak, który mówi „Twoje szczęście 2 km”. Mijasz go i pędzisz dalej. Realizujesz cel. Cieszysz się, bo odfajkowane, zrealizowane, ale jakby ktoś Cię zapytał co przeżyłeś/aś, kogo spotkałaś/eś realizując go, to może się okazać, że nic i nikogo….
Uważność nie przeszkodzi w realizacji celu. Uważność daje pewność, że nic ani nikogo – ważnego dla Ciebie, ciekawego – nie przegapisz, że złapiesz momenty, które będą Cię ładować na następne etapy. A czasem okaże Cię, że dojdziesz do celu skręcając w wyboistą ścieżkę z gładkiej autostrady, a czasem zrealizujesz zupełnie inny cel niż ten założony. Bo będzie Ci do niego bliżej, bo bardziej go poczujesz. I to wcale nie oznacza braku konsekwencji, nieudolności, słabości. Jeśli się okaże, że przygotowując się do wejścia na Rysy wejdziesz na Babią Górę i stwierdzisz, że tu jest Twoje miejsce – nie musisz zażynać się i udowadniać sobie (ani nikomu innemu) Rysów. Babia Góra tez jest ok. Zwłaszcza jeśli tak poczujesz. Bo uważność to również uważność na siebie i na to, co mówi do mnie mój organizm. Bo on mówi, daje znaki zanim ostatecznie przykuje Cie do szpitalnego (w ostateczności) łóżka. Nie usłyszałeś/aś jak mówił, że przeginasz, że dość, że awaria, bezpieczniki, przegląd techniczny dawno po terminie, a systemy bezpieczeństwa przeciążone?
Jak z Twoimi celami? Zmieniasz je czasem? Nie dlatego, że musisz, ale dlatego, że chcesz? Nie dlatego, że dałeś/aś ciała i już nie zdążysz wejść na szczyt, tylko dlatego, że po drodze zauważyłaś/eś coś albo spotkałaś/eś kogoś kto Cię zatrzymał, zadziwił, zachwycił. Wystarczy mieć uszy i oczy szeroko otwarte i pozwolić sobie na szukanie i niewiedzę. Że tak się nie da? Skoro tak mówisz….