W trakcie szkoleń z asertywności zawsze pytam uczestników czym jest asertywność. Najczęściej słyszę, że to umiejętność mówienia nie. Ale czy to o zwykłe NIE tyle szumu? No nie!
W asertywności chodzi o Ciebie i o to, co u Ciebie. Asertywność jest podstawą NaWłasnychZasadach i nieodłącznym elementem funkcjonowania w zgodzie ze sobą. Opiera się na ŚWIADOMOŚCI– czyli stanie umysłu, bez którego NaWłasnychZasadach nie istnieje. Nauczysz się asertywności dopiero wtedy, gdy zrozumiesz, że JESTEŚ SOBĄ. Nie czyjąś częścią i nie po to, żeby służyć i uszczęśliwiać innych. Będziesz asertywny/a, kiedy będziesz coś robić, na coś się zgadzać, nie dlatego, że tak POWINNO SIĘ / TRZEBA / NALEŻY / MUSZĘ, tylko dlatego, że tak CHCESZ.
Podaję za Wikipedią (tak, wystarczy w zupełności, nie musimy się doktoryzować z teorii):
Asertywność – w psychologii termin oznaczający posiadanie i wyrażanie własnego zdania oraz bezpośrednie wyrażanie emocji i postaw w granicach nienaruszających praw i psychicznego terytorium innych osób oraz własnych, bez zachowań agresywnych, a także obrona własnych praw w sytuacjach społecznych.
Jeśli jesteś asertywna, powiesz: nie dziękuję kiedy ciocia na imieninach będzie nakładać na Twój talerz kolejny kawałek tortu, a Ty nie będziesz miał/a na niego ochoty. Przyszło Ci do głowy: No tak, ale jej będzie przykro, a ja tak bardzo nie utyję od dodatkowego kawałka? Nie jesteś asertywny/a, a na dodatek masz albo będziesz miał/a nadwagę jeśli często bywasz u Cioci. Kolega z pracy mówi, że masz piękną sukienkę/marynarkę, a Ty na to, że stare, z przeceny i tak naprawdę beznadziejne? Nie jesteś asertywna/y. Szef ogłasza, że dzisiaj musisz zostać dłużej w pracy, a Ty masz bilet na koncert kupiony miesiące temu i wreszcie miałaś/eś pójść. Ale mówisz: Oczywiście, zostanę (i dzwonisz do męża/żony, żeby sprzedał bilety, albo poszedł z dzieckiem). Ten sam szef wrzeszczy na Ciebie i przeklina rozmawiając z Tobą. A Ty kładziesz uszy po sobie i myślisz, no tak ma rację, jestem do kitu.
A czego tak naprawdę chcesz i co tak naprawdę myślisz?
Jeśli chcesz Cioci uchylić nieba – bierz, niech Ci w boczki idzie ten kolejny kawałek (i nie marudź, że znów Twoją dietę trafił szlag!)
Jeśli myślisz, że Twoja sukienka/koszula są beznadziejne – nic nie zmieniaj (naprawdę ubrałeś/aś coś, co uważasz za beznadziejne?!?)
Jeśli nie masz ochoty na koncert i tylko szukałaś/eś wymówki, żeby nie iść – zostań w pracy! (tylko po diabła kupiłeś/aś bilety?!?)
Jeśli rola męczennika Ci pasuje – proszę bardzo – kładź uszy po sobie i przyjmuj wszystko na klatę.
W przeciwnym wypadku zadbaj o siebie.
A że ludzie mogą różnie zareagować? Szef sobie pomyśli, że nie zależy Ci na pracy, a w ogóle jak śmiałeś/aś. Ciocia się obrazi, a kolega uzna, że nie ma w Tobie za grosz skromności? A Ty kto? Wróżka? Jasnowidz? Po pierwsze – skąd wiesz co komu w głowie się urodzi?
Ludzie przejmują się nami o wiele mniej niż nam się wydaje!
Naprawdę myślisz, że ktoś analizuje każde Twoje słowo, ubranie, zachowanie 24/7? A po drugie – zrobiłaś/eś coś złego? Przecież nie zrzucasz tortu ze stołu, nie wrzeszczysz do szefa, że nie będziesz wykonywać poleceń debila, ani rozmawiać z debilem, a koledze nie mówisz, że od Prady i za swoją, z H&M, powinien się wstydzić.
Dbasz o siebie i swoje interesy nie robiąc nikomu krzywdy.
Niemąż na początku nie mógł zrozumieć, dlaczego rzuciłam narty. Wystarczyło porozmawiać, wytłumaczyć i chociaż pewnie nadal nie do końca rozumie, bo jego perspektywa jest inna niż moja, to zaakceptował. Bo też jest asertywny. I jak marudzę, żebyśmy kolejny wieczór spędzili na włóczędze po mieście, to mówi nie. I jasne, czasem obydwoje podejmujemy próby namówienia się nawzajem na narty, albo włóczęgę. Ale rozumiemy, że nie znaczy nie. Nawet jak od czasu do czasu mówimy tak, bo dziś akurat mamy na to ochotę.
W asertywności, jak w każdej innej sferze życia, chodzi o komunikację. Bo asertywność leży o krok od wyrzutów, kłótni i słownych przepychanek.
Zostałaś wychowana na grzeczną dziewczynkę, która nieba innym uchyla, pył sprząta spod nóg i robi wszystko, żeby innym przykrości nie sprawić? Albo chłopca, który wszystkim pomoże i nigdy nie tupnie nogą? Nie jesteś sam/a. Gdyby ludzie byli asertywni nie byłoby tyle szumu wokół tego tematu. Tylko, że jesteś już duża/y, masz swój rozum i możesz nauczyć się dbania o siebie. I jeszcze jedno, w asertywności nie chodzi o produkowanie usprawiedliwień: „nie zjem ciasta, bo jest tłuste i kaloryczne, a poza tym jestem na diecie”, bo zawsze usłyszysz: „ależ przecież jesteś taka szczupła/y /jeden kawałek Ci nie zaszkodzi/a w ogóle to jest ciasto jogurtowe, ono nie ma kalorii”. Im krócej i bardziej zdecydowanie tym lepiej. Nie, dziękuję. I jak zdarta płyta powtarzasz, aż się druga strona zmęczy. Jednostki asertywne zrozumieją Twoje NIE od razu.
I nie wymyślaj co się stanie, skoro nigdy szefowi nie powiedziałaś/eś, że nie zostaniesz. A co jeśli okaże się człowiekiem i powie: rozumiem, udanego koncertu!
To co, może jeszcze kawałek serniczka? Przecież się zmarnuje…