Znowu pożarłaś na kolację litr lodów? A cały dzień trzymałaś dietę idealnie? Kolejny papieros wypalony, a obiecałeś sobie, że od dzisiaj rzucasz? Karnet na siłownię kupiony, ale zaczniesz jutro, bo dziś nie masz siły?
Tym sposobem wszystkie Twoje postanowienia trafia jasny… A Ty w swoich oczach znów tracisz kilka punktów? Bo wszystko odkładasz na wieczne jutro?
Jakbym dobrze policzyła to na różnych dietach (kapuściana, jogurtowa, mórz południa, kopenhaska, 1000 kcal) spędziłam parę dobrych lat życia. Czego ja nie przerobiłam! I im bardziej byłam na diecie tym bardziej tyłam. Hitem, który wspominam z rozrzewnieniem było 13 dni na brokułach, jajkach, wołowinie, sałacie, czarnej kawie i wodzie. Brrrrr na samą myśl mi słabo. Tak, spadło ze 4 kilo, czułam luz w ubraniach i już planowałam jakie cuda w rozmiarze 36/38 sobie kupię. Ale, że nie mogło się obejść bez celebracji sukcesu w 14 dniu, moje plany szybko przegrały w zderzeniu z rzeczywistością!!! To było coś! Na śniadanie rogaliki francuskie z serem, a na kolację chińczyk na bogato. Jojo było szybsze niż Kubica na torze Formuły 1. A mój żołądek pewnie stwierdził, że w utraconych 4 kilogramach najwięcej ważył rozum.
Jak to się dzieje, że tak bardzo chcesz coś zmienić, robisz pierwszy krok, drugi, trzeci i nawet nie wiesz kiedy lądujesz w punkcie wyjścia? Z papierosem i snickersem w ręku i z poczuciem klęski, kolejny raz…
Zmiana jest trudna, to po pierwsze. Nawet jeśli jest to zmiana na lepsze – bo przecież rzucając palenie, albo odchudzając się, z racjonalnego punktu widzenia poprawiasz sobie życie, zdrowie, kondycję. Dlaczego więc mózg bojkotuje Twoje dobre zapędy? Boisz się sukcesu? Wolisz nie zaczynać, żeby znów nie ponieść porażki?
Po drugie, jeśli chcesz szybkich rezultatów wprowadzasz zmiany szybkie i drastyczne, po czym równie szybko i drastycznie wracasz do starych przyzwyczajeń.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że to Twój mózg sabotuje wszelkie przejawy inicjatywy, która wymaga wysiłku, a która nie jest konieczna. Bo umówmy się da się żyć z 10 kg nadwagi i z paczką papierosów codziennie. Może krócej, ale da się. A mózg lubi status quo. Lubi oszczędzać energię i magazynuje ją na wypadek ataku tygrysa szablozębnego albo innego drapieżnika. Bo chociaż wspomniane tygrysy dawno wyginęły, a Ty opuściłaś/eś jaskinię to najstarsza część Twojego mózgu, która odpowiada za przetrwanie, zrobi wszystko, by w razie niebezpieczeństwa mieć siłę na ucieczkę lub atak. Tym bardziej, że drapieżników wkoło nadal pełno – a to szef z ochrzanem, a to żona z awanturą, a to mąż nie wyniósł śmieci. Twój mózg jest cały czas w stanie czuwania – kto wie, kiedy będziesz musiał/a stoczyć walkę z szefem, albo uciekać przed awanturą z domu?
A jak ma to zrobić na 1000 kaloriach dziennie, albo po 10 km biegu, albo w stresie podczas rzucania palenia? Dlatego robi wszystko, żeby Ci się nie chciało. W stresie tłumi Twoją czujność. Ockniesz się z pustym opakowaniem po czekoladzie w ręku, albo z zimna – stojąc w drzwiach opróżnionej lodówki, albo gdy żar doszedł już do filtra i parzy w palce. Albo gdy gardło boli Cię od wrzasku i moralizowania, a dziecko patrzy na Ciebie z politowaniem. A miało być tak pięknie. I znów obiecujesz sobie, że to ostatni raz, że nigdy więcej.
Działasz jak automat (dzięki temu mózg oszczędza energię), bo masz swoje przyzwyczajenia i nawyki. Czy to się da w ogóle zmienić? Jest sens z tym walczyć?
Dobre pytanie. Chcesz? Co Ci to da? Jak będzie wyglądało Twoje życie po zmianie?
Następny wpis o tym JAK to zrobić skutecznie.