Zawsze zastanawiał mnie fakt jak to jest, że tyle osób (również moich znajomych) marudzi:
- jakie to ich życie jest do bani,
- jak to nie radzą sobie ze stresem,
- jak to nie mogą się dogadać z mężem/dzieckiem/teściową/mamą/szefem,
- jak to nie potrafią podjąć decyzji,
- jak to wszyscy ich wkurzają,
- jak to tyją od samego patrzenia na słodycze,
- jak to nie mogą rzucić palenia albo cowieczornego drinka/piwa lub trzech,
- jak to ciągle ich boli głowa/szyja/kręgosłup/żołądek,
- jak to nie mają na NIC siły,
- i tak dalej i tak dalej.
A równocześnie nikt nie robi nic, żeby zrobić z tym cokolwiek. Tylko tkwią w beznadziei i odznaczają kolejne dni w kalendarzu czekając, chyba na śmierć?! No bo na co w takim stanie czekać??? Oby nadeszła jak najszybciej i wyzwoliła z tych męczarni. Chyba, że czekają na to, że COŚ zmieni się SAMO. To już chyba lepiej czekać na śmierć, bo że coś SIĘ zmieni, to raczej złudne nadzieje.
Kiedyś, gdzieś, uczeń zapytał mistrza:
– Mistrzu, czy długo trzeba oczekiwać zmiany na lepsze?
Mistrz odparł:
– Jeśli chcesz oczekiwać – to długo…
Ja wiem, że podejmowanie decyzji bywa trudne. Tylko czy kiedykolwiek zastanawiałeś/aś się jak trudne jest tkwienie w stanie, w którym każdego dnia COŚ Cię gniecie, uwiera, gryzie. I nie mam na myśli sterty prania albo że uciekł Ci autobus. Myślę o małym kamyczku w bucie albo drzazdze w palcu których nie da się zlokalizować. Da się z nimi żyć, ale czy nie prościej byłoby znaleźć na nie sposób i ułatwić sobie resztę życia?
Nie jest to takie oczywiste, bo:
- na co teraz będę narzekać???
- co zrobię z tym szczęściem i spokojem, przecież nie mam pojęcia jak się chodzi bez kamienia w bucie???
- pewnie zaczęłabym/zacząłbym się uśmiechać i zburzę swój wizerunek wiecznego malkontenta!!!
- muszę z moim problemem poradzić sobie sam/a (bo szukanie pomocy jest oznaką nie-radzenia-sobie)
A poza tym cały ten rozwój osobisty z coachingiem i szkoleniami to jedna wielka sekta i pranie mózgu! Oczywiście przecież sprawdziłaś/eś, to wiesz. A nawet jak nie sprawdziłaś/eś to też wiesz. I nie sprawdzisz, bo przecież tak samo jak oczywiste jest, że psychoterapia jest dla wariatów, tak samo wiadomo, że coaching to jej nowoczesna forma, która potajemnie ma Cię wciągnąć w swoje macki, otumanić, zmienić, uzależnić i….?? No właśnie i co?
Fascynuje mnie to masochistyczne umartwianie się i samobiczowanie. Trochę jak chodzenie z bolącym wyrostkiem i udawanie, że nie boli i że przejdzie. A potem się okazuje, że życie zmarnowane, wyrostek przeszedł w stan ostry, a wokół tylu ludzi uśmiechniętych i szczęśliwych. Pewnie coś biorą…