Córka Beaty Tyszkiewicz w jednym z wywiadów opowiedziała historię, która potwierdza, że w młodości bierzemy od ludzi najbliższych więcej niż byśmy chcieli. A temat dotyczył wacików, którymi pani Beata zmywała makijaż, a potem czystą stroną skrupulatnie przecierała baterię i umywalkę. Córka zawzięcie obśmiewała ten rytuał, nie raz zwracając matce uwagę, że do polerowania umywalki jest szmatka i gąbka. A gdy sama zaczęła się malować okazało się, że powtarza matczyne wzory używając wacików do polerowania i twarzy i umywalki. Zupełnie nieświadomie.
Masz tak? A może nie wiesz, że masz? A może robisz coś, czego nie tolerujesz u swoich bliskich, a sam/a zachowujesz się dokładnie tak samo? I dał(a)byś się pociąć, że absolutnie tej czarnej strony mocy nie zabrałaś/eś ze sobą w dorosłe życie! Zabraliśmy więcej niż nam się wydaje. I nawet jak nasze życie zmienia się, bo aktualna sytuacja od nas wymaga większego „ą ę” to wyłazi nam z każdej komórki ciała historia naszej młodości i to kim jesteśmy. I czasem w wielkim świecie blichtru i kryształowych żyrandoli okazuje się, że słoma wyłazi z najdroższych skórzanych szpilek i mokasynów. A najlepsze jest to, że ta słoma czasem jest sto razy lepsza niż zapięta pod szyję koszula usztywniona krochmalem, krawatem albo apaszką.
I gniecie, uwiera, bo z jednej strony chcę i oczekuję i staram się jechać nowymi, gładkimi torami, a Twój wewnętrzny konduktor bez Twojej wiedzy przekłada zwrotnicę i razem z lokomotywą lądujesz na starej trasie, którą jedziesz kołysząc się i podskakując i nie zwracając uwagi na nic. Bo jest Twoja do bólu, wdrukowana i zapamiętana na poziomie głębszym niż aktualne postanowienia dopasowane do nowej rzeczywistości. I czujesz, że coś nie gra. Bo oczekiwania swoją drogą, a natura swoją. I mam wrażenie, że im bardziej tej natury nie akceptujesz tym bardziej ona wdziera się do Twojego życia nie dając żadnych sygnałów ostrzegawczych. I z perfekcyjnej pani domu albo męża idealnego wyłazi cała prawda. Bo ciężko oszukiwać się, że rola, którą się gra jest jedyną prawdą. I że garnitur od Hugo Bossa ukryje Twoją prawdziwą naturę. Możesz co najwyżej utwardzać pancerz roli, w której, na tę chwilę, zamierzasz grać resztę życia i w ostateczności stać się rolą. Tylko podobno, to co głęboko pod skórą, nie zniknie. Czasem może lepiej powiedzieć sobie wprost, że nie zawsze jestem księciem z bajki albo królewną na ziarnku grochu, nawet jeśli właśnie tak bym chciał/a i tego pragnę. I garnitur tego nie zmieni, pod nim będziesz Ty.
Czasem prościej jest zaakceptować to, co moje i nazywać rzeczy po imieniu, dla siebie. Żeby móc oddychać pełną piersią również wtedy gdy jest się w roli, w której ani jednego ździebełka pokazać nie wypada ani pokazać się nie chce. I wiedzieć, że to co ze mnie wyłazi jest mną. Bo dopiero ta świadomość pozwoli oswoić i zmieniać to czego już nie chcesz – w inne, czasem lepsze a czasem gorsze. Zależy jaką rolę wybierzesz.