Masz kogoś koło siebie, kto za wszelką cenę próbuje Ci powiedzieć jak żyć? Kto zakłada Ci ciepły sweter i czapkę na głowę oraz podsuwa owsiankę pod nos, 100 razy na minutę pyta czy wszystko jest ok i czy czegoś Ci nie potrzeba. I że Twój sposób życia powinien wyglądać inaczej, bardziej… mniej… Że powinnaś/powinieneś, że lepiej by było… Zmęczyłam się samym pisaniem i mam ochotę wrzeszczeć.
O ile nie masz pięciu lat, jesteś dorosły/a, samodzielny/a, być może wkrótce będziesz bawić wnuki, nie musisz się zgadzać na wchodzenie na głowę. Nie musisz też robić sobie wyrzutów, że jesteś niemiły/a, wredny/a, bo zrzucasz kogoś ze swoich pleców. Stawianie granic nie ma nic wspólnego z byciem wrednym czy zołzą. Wchodzenie komuś z buciorami w życie – a i owszem. Masz prawo zadbać o swoją niezależność i swój komfort psychiczny i fizyczny. Powiedzieć dość i nie zgadzać się na zagłaskiwanie na śmierć, ani, w innym wariancie, zaglądanie pod kołdrę.
Kładziesz uszy po sobie dla świętego spokoju, bo to przecież w dobrej wierze, więc jak to tak odrzucić serce na dłoni? Jeśli faktycznie w dobrej wierze, to postaw granicę i patrz co się wydarzy – jeśli usłyszysz, że jesteś niewdzięczny/a, niemiły/a, że już nie kochasz, to masz jasność, że jesteś w błędzie. Nadmierna miłość i troska to tak naprawdę wewnętrzny przymus sprawowania kontroli i realizowanie potrzeby władzy. Każdy Twój opór sprawia, że granice, których bronisz, naruszane są jeszcze bardziej zaciekle niż do tej pory. Do tego ciągłe wymówki, żeby wyrzuty sumienia Cię nie opuszczały.
Nie musisz się na to zgadzać, tolerować, zamykać buzię w ciup i kłaść uszy po sobie. Chyba, że tak lubisz – to Twoje zasady i jeśli czujesz się dobrze w osaczeniu to Twój wybór. Jeśli robisz to w imię świętego spokoju, bo to, w końcu bliska osoba, proszę bardzo. Tylko nie dziw się, że mąż ma dość, żona się wyprowadza, a dzieci wymyślają wymówkę na wymówce, byle tylko uciec z domu.
Masz prawo do asertywności, ona pozwoli Ci czuć się w porządku, w pierwszej kolejności wobec siebie, nawet jeśli druga strona będzie Ci wyrzucać, że nie doceniasz, że ona dla Ciebie wszystko, że przecież to troska i dbanie. Masz pełne prawo do nazwania takich zachowań po imieniu – szantaż emocjonalny delikatnie rzecz ujmując.
Ja nie mam ani grama tolerancji dla osaczania. I jasno komunikuję, że nie czuję się komfortowo w trosce o takim zasięgu, a gdy nie dociera – mój szlaban graniczny zamienia się w drut kolczasty i zdarza się, że jest przykro. A że nie lubię drutu kolczastego to unikam jak mogę wszelkiego kontaktu. Że ucieczka to brak asertywności? Ja w pierwszej kolejności dbam o swój komfort i swoje granice. Jeśli wiem, że będą naruszane to nie dopuszczam do sytuacji w ogóle. Powtarzanie w koło Macieju tego samego od lat, nie jest moją ulubioną formą spędzania wolnego czasu. I już.
Zastanów się, czy przypadkiem Ty nie wchodzisz komuś na głowę. W imię fałszywie pojętego dobra. Nie jesteś czyjąś częścią. Ani nikt nie jest Twoją. Dziecko, matka, ojciec, brat też nie! Ani tym bardziej własnością, a być może uzurpujesz sobie do nich prawo.
Jesteś odrębną jednostką, która ma mózg, czuje i podejmuje decyzje. Zajmij się swoim życiem i daj żyć innym. Zwłaszcza jak są pełnoletni i w pełni władz fizycznych i umysłowych. Twoje zasady są Twoje i najlepsze dla Ciebie. Inni mają swoje, najlepsze dla nich!