Problemami trzeba się zajmować, a nie przejmować czyli o prokrastynacji.

Jak sobie pomyślę, że mam TO zrobić to mi słabo. Dobra, zrobię. Za chwilę, po południu, jutro. Nienawidzę załatwiać pewnych spraw. Takich, które przerastają mnie już na starcie, bo się boję, że sobie nie poradzę, bo są zbyt skomplikowane, a ja taka malutka, Bo nie lubię, bo się boję, że się nie uda (chociaż równie skutecznie odkładam na później wycieranie kurzu z półek). Najlepsze jest to, że z reguły przerastają mnie tylko w głowie, bo kiedy w końcu za nie się biorę okazuje się, że poszło jak z płatka. Albo było trudno, ale było, minęło, załatwione, odfajkowane. I ta ulga, że to już za mną.

Masz tendencję do przejmowania się, analizowania, roztrząsania, oglądania z każdej strony tematu, który po prostu trzeba załatwić? Ja miewam. Coraz rzadziej, bo problemami wolę się zajmować niż przejmować. Przejmowanie się nie robi dobrze mojej głowie.

W każdym poradniku o planowaniu i zarządzaniu czasem znajdziesz temat prokrastynacji. Nie ma to jak nadać ekskluzywną nazwę zwykłemu lenistwu. No dobra, nie zawsze lenistwu. Bo z reguły to odkładanie spraw na później wiąże się raczej ze strachem przed nimi. Z obawą, która jest zbudowana z Twoich przekonań: nie poradzę sobie, to za trudne jak dla mnie, nie jestem jeszcze gotowa/y. I robisz wszystko inne, bo przecież musisz koniecznie akurat teraz, jeszcze tylko: zadzwonić do przyjaciółki, napisać maila, sprawdzić co na FB, obejrzeć kolejny odcinek serialu, zjeść coś, wypić coś, rozwiesić pranie. I zaraz potem weźmiesz sprawę w swoje ręce. A sprawa rośnie w siłę i pomimo, że czułaś, że będzie ciężko, to z każdą minutą przekonanie, że sobie nie poradzisz, że to będzie droga przez mękę i porażka w jednym podpowiada Ci, że jesteś po prostu za słaba/y na TAKIE tematy.

A wystarczy wziąć byka za rogi. Tę największą i najbardziej obrzydliwą żabę (która, nomen omen często okazuje się śliczną małą zieloną żabką) pocałować i odstawić na półkę „załatwione” zanim Twój mózg zamieni ją w wielką, śliską ropuchę. I wtedy bez kija nie podchodź.

Ja największe żaby planuję zawsze na poniedziałek. Żeby zacząć tydzień z grubej rury, wejść na najwyższy i najtrudniejszy szczyt i patrzeć z góry na resztę tygodnia z poczuciem, że żadna wielka ropucha ani nie czeka, ani nie rośnie. I ta dzika satysfakcja, że załatwiłam temat dodaje mi skrzydeł. Nawet wtedy, kiedy coś pójdzie nie tak. Bo poczucie, że zmierzyłam się żabą i wiem, jaki jest finał pozwala mi planować kolejne sprawy, a nie trwać w przekonaniu, że jak już kiedyś zadzwonię, porozmawiam, zabiorę się za to, na pewno posunie mnie do przodu. A czasem jednak nie posuwa. Bo tak to w życiu jest, że nie wszystko idzie po Twojej myśli. Im szybciej o tym się dowiesz, tym więcej nowych szans się urodzi. I już.

Na poniedziałek zaplanowałam dwie żaby. Nie mam na nie najmniejszej ochoty, ale nie chcę, żeby stały się ropuchami. Do 12:00 się z nimi rozprawię ?

A

Udostępnij wpis na swoim profilu!

Agnieszka Węgiel

Nazywam się Agnieszka Węgiel i jestem psycholożką. Pasjonuje mnie wszystko to, co dzieje się na linii – mózg – umysł – żołądek – jelita, a przede wszystkim to, co powoduje, że odchudzanie coraz częściej jest mało skuteczne. A każda kolejna dieta prowadzi do nadwagi i w konsekwencji do otyłości.

Polecane produkty

Zobacz więcej wpisów

Psychologiczne przyczyny otyłości

Epidemia otyłości zatacza coraz szersze kręgi. W poszukiwaniu jej przyczyn, poza kwestiami fizjologicznymi, zwraca się uwagę na czynniki psychologiczne i społeczne. Grają one bowiem niebagatelną

Czytaj dalej »

Chcesz być na bieżąco z ofertą i terminami sprzedaży kursów?

Zapisz się do newslettera – zostaw swój e-mail.