Wczoraj w drodze powrotnej (zaledwie piątka, ale za to po górkach), pomyślałam sobie, o matko, jak ja nienawidzę biegać!!! Bo owszem zdarza się czasem, że biegnie mi się lekko jak modelce z reklamy Najka, albo innego Adidasa. Czasem. Na co dzień niestety nie wygląda to tak pięknie, zwiewnie i wiatr we włosach. Czy w ogóle ktoś biega z rozpuszczonymi włosami?!? Nie wierz reklamom! Jeśli rozważasz bieganie, bo wydaje Ci się, że będziesz jak łania lub gepard, włos rozwiany na wietrze, Ty lekko upudrowana rozmawiasz z koleżanką o najnowszych odcieniach szminek i promiennie uśmiechasz się do przystojniaków biegnących z przeciwka, albo jesteś tym zwinnym biegaczem z przeciwka, to zapomnij. W 90 przypadków na 100 mój bieg to walka ze sobą, z wiatrem, z podbiegami. Dyszę jak lokomotywa, straszę zwierzęta w lesie, a gdy zakładam czerwoną bluzę, Niemąż widząc mnie w drzwiach po biegu, pyta dlaczego biegam z kapturem na twarzy. Bardzo śmieszne…
Zawsze byłam sportowa. Siatkówka, jazda konna, narty, żadnych zwolnień z wf-u, ruch to zdrowie. Na studiach upasłam się lekko po odstawieniu sportu, a włączeniu diety obwarzankowej. Na szczęście wzięłam w garść siebie i moją wagę. A 8 lat temu stwierdziłam, że muszę zacząć się ruszać. Oczywiście przez te wszystkie lata testowałam różne formy aktywności – od jogi po aqua-aerobik. I okazało się, że joga idealnie mnie usypia, po dwóch asanach zapadałam w drzemkę, po kolejnych dwóch w sen. Ale spać to ja wolę we własnym łóżku. Aerobiki i podskoki to też nie dla mnie – nie dość, że nie przepadam za bliskością innych pocących się ludzi, to zawsze dobijało mnie to, że jak wypadłam z rytmu to nie umiałam do niego wrócić. A widok siebie w lustrze, szamoczącej się bez ładu i składu doprowadzał mnie do łez. Chodziłam też na siłownię. W czasach przed internetem i trenerami personalnymi. Wyciskałam tak zajadle, że przestałam się mieścić w spodnie – talia osy, tyłek jak u Kim Kardashian co najmniej, tyle że umięśniony. No ale jakby nie o to mi chodziło.
I w końcu stanęło na bieganiu. Co prawda treningi siatkarskie na obozach letnich we Władysławowie i bieganie wzdłuż niekończącej się plaży śniły mi się po nocach. Więc dlaczego robię coś, co nie do końca mi pasuje?
Bo biegać mogę wszędzie i bez względu na pogodę (jeśli hotel to z bieżnią). Na początek potrzebowałam tylko profesjonalne buty i koszulkę termoaktywną. I to nadal wystarcza, ale ciuchy do biegania są takie odjazdowe!
Biegam od 8 lat. 3-4 razy w tygodniu po 5-10 km. Czasem się wyrwę na 13, czasem na 16 km, a czasem biegnę półmaraton. O maratonie myślę na 42 urodziny. Może mi przejdzie ?
A jak się to ma do NaWłasnychZasadach i budowania świadomości? Ano tak, że czasem robimy rzeczy, których nie lubimy w imię wyższych celów (jak to brzmi!). Biegam, bo chcę od czasu do czasu zjeść pizzę i pierogi, a niestety jestem typem, który tyje przechodząc obok półki ze słodyczami w sklepie. Biegam, bo lubię jak moje ciało trzyma się kości, a nie dynda z każdej strony, a wiek już ten, że samo nie trzyma się w kupie tak jak kiedyś. Biegam, bo ruch to zdrowie jakkolwiek banalnie to brzmi – czuję się dobrze fizycznie i psychicznie, bo rozładowuję napięcie i pokonuję siebie. Do tego pasę się na pełnych podziwu spojrzeniach mijanych spacerowiczów, takich jak ja kiedyś (ona biega. Jak ja bym chciała mieć tyle wytrwałości). A poza tym mam w planie emeryturę na południu Hiszpanii i wolałabym wieczorami włóczyć się po tapas barach, a nie powłóczyć nogami wracając z apteki z kolejną maścią na stawy.
Motywacja zatem jest, a że sama motywacja to za mało, to musiałam wypracować nawyk i trzymam samodyscyplinę na baczności, żeby mózg jej nie zagadał.
A że życie jest zabawne, wczoraj po biegu pt. nienawidzę biegać, przyszedł sms, że w paczkomacie czekają na mnie nowe buty! Śliczne, nie? Przecież nie będą leżeć w szafie. Czy ja mówiłam, że nienawidzę biegać?!?
A co Ty robisz w imię wyższych celów? Zastanów się,a ja w tym czasie lecę nad Wisłę!