Dziewięć lat najbardziej burzliwego okresu w życiu spędziłam w gronie niesamowitych ludzi. Szkoła jaką wtedy przeszłam procentuje teraz, a że na samo wspomnienie uśmiech pojawia się na twarzy, nigdy nie przeszło mi do głowy żałować ani jednych wakacji, na które nie pojechałam, bo wybrałam obóz sportowy i ligę. Być może czkawką teraz mi się odbija przerośnięte nieco poczucie odpowiedzialności, ale lepsze to niż chorągiewka na wietrze i brak konsekwencji. Pamiętam treningi na plaży we Władysławowie, wbieganie po schodach w górę klifu. 30 razy. Pot, przekleństwa, złorzeczenie, a na koniec dnia dzika radość z bycia ze sobą. Albo taniec deszczu, który jakoś nie nadchodził i trening był (notabene trenerowi deszcz w treningu nie przeszkadzał 😉 ).
Ilekroć myślę sobie, że nie chce mi się, że jutro, że jak nie będzie wiało, że na wiosnę, że po grillu, że kiedyś – to wracam myślami do grupy nastolatek, dla których chyba żaden trening nie był za trudny. Bywały nudne, ale w końcu życie to nie podróż kolejką górską, czasem przesiadasz się na najwolniejszą karuzelę i ona też coś wnosi. I trener, który nie miał litości dla marudzenia 😉
Samo życie. I samodyscyplina. Bo na dorosłe lata do domowych treningów i pracy nad sobą musi wystarczyć.
Motywacja jest przereklamowana – bez samodyscypliny mogę sobie chcieć i nic z tym nie robić. Co najwyżej marudzić, że mi nie wychodzi albo, że nie wiem jak się za to zabrać i jeszcze tysiąc innych wymówek.
Pamiętam moje szczere zdziwienie na studiach. Przy zwolnieniach z wf-u z okazji „tych” dni. Dlaczego nikt mi nie powiedział, że w „te” dni nie muszę?!?!?! Dzisiaj w „te” dni idę biegać, chociaż próbuję sobie wmówić, że mogłabym jednak nie iść. Tak działa samodyscyplina – po latach treningu -SAMA! Co się w mózg wkręci, tego odkręcić tak prosto się nie da! I to jest dobra wiadomość!
Mniej dobra wiadomość jest taka, że do zbudowania samodyscypliny nie wystarczą dobre chęci – poza nimi potrzeba wiedzieć po co mam robić to, co zamierzam. Odnaleźć motywację wewnętrzną, bo ta ma największy sens. Chcę coś zrobić dla siebie, bo to jest dla mnie ważne.
To coś ma być Twoje i jeśli naprawdę jest i naprawdę w to wierzysz, to samodyscyplina obudzi Cię w deszcz i powie: leć! Zatrzyma Cię przed wrzuceniem do koszyka dwóch batonów i zapyta: komu pozwoliłeś/aś się wkurzyć…
I na dodatek za każdym razem pochwali Cię jak najlepszy trener – endorfiny i zadowolenie z siebie będą krążyć we krwi i w umyśle.
I na koniec – dzisiaj jest TEN dzień, jutro zawsze pozostanie pobożnym życzeniem.